Biegając po Wall Street. Dwa rekordy, jedna kontuzja i cudowny klimat
Po zaliczeniu biegu na 15km, który okazał się dla mnie zbyt długi, bo nudny, postanowiłem, że nie będę już wydłużał tras, ale skupię się na poprawie czasów. Nigdy wcześniej nie udało mi się przebić jednej z pierwszych barier początkujących biegaczy – osiągnąć 10km poniżej godziny.
Ani myślałem biec po Central Park, gdzie co chwila zmagałbym się z wbieganiem i zbieganiem. Wybrałem moją ulubioną i już dobrze znaną trasę wzdłuż rzeki Hudson. Początek tuż przy moim bloku, koniec na samym dole wyspy.
Przy okazji przypominam, że ten blog jest wolny od Mend Biegowych, które lubią się wymądrzać w komentarzach pod tekstami związanymi z biegami. Nikt tutaj nie potrzebuje waszych porad, więc sio stąd.
Po pierwszym kilometrze zwątpiłem, bo pobiegłem za szybko. To jeden z kardynalnych błędów popełnianych przez amatorów – zaczynają od wrzucenia na wyższy bieg, a powinni dać sobie na luz. Gdybym lepiej rozłożył siły, to pobiegłbym minutę dłużej. Trochę odbiło się to na mnie przy czwartym kilometrze, który był najtrudniejszy i najbardziej demotywujący. Spróbowałem przy nim trochę odpocząć i nie dać sobie wmówić, że tuż obok jest linia metra prowadząca mnie z powrotem do domu. To mniej więcej to miejsce, które widać na zdjęciu powyżej. Spojrzałem na WTC i pomyślałem sobie, że przecież prawie połowa już za mną, a tam daleko na południu na pewno mają jakieś pyszne ciastkarnie, które nagrodzą mnie za bezsensowny wysiłek.
[sociallocker]
Na powrót zmotywowany pobiegłem najszybszy odcinek i po nim już czułem, że jednak dam radę. Nie byłem tylko pewien, czy nie zabraknie mi paru sekund, bo żeby przebiec poniżej godziny, wypadałoby, aby każdy kilometr był poniżej 6 minut. Zakładałem, że ostatnie dwa pobiegnę powyżej tego czasu, ale jeśli wcześniej nazbieram dodatkowych sekund, to może się zmieszczę. Wiedziałem, że jestem co najmniej minutę do przodu, ale i tak po każdym kilometrze z niepokojem patrzyłem na wynik.
Bieg skończyłem w pobliżu Wall Street. Tam w porannych godzinach jest fantastyczny klimat. O wiele lepszy niż w Central Park. Idąc tymi ulicami, przypominasz sobie, że życie tutaj wygląda tak jak wielokrotnie widziałem je na wielu filmach. Wąskie uliczki, wielkie drapacze chmur, spomiędzy których przebija się słońce, trąbiące taksówki, ludzie w garniturach spieszący do pracy.
Zdjęcia robiłem iPhonem, bo tylko taki sprzęt mogę mieć gdy biegam, ale źle nie wyszły.
Joe i jego „Summer in the city” idealnie pasował mi do klimatu.
Teraz czeka mnie dłuższa przerwa w bieganiu, bo coś mi się stało z palcem i nie chce się zagoić. Znajomy lekarz powiedział mi, że nie wygląda to dobrze i jeśli wrócę do biegania za 2 tygodnie to mogę mówić o szczęściu. Czyli wrócę za 3 tygodnie, a tak duża przerwa oznacza, że miną kolejne dwa zanim wrócę do formy. To nic, na szczęście stało się to wtedy, kiedy już pobiegłem co zaplanowałem. Najbliższe tygodnie mogę poświęcić na leżenie do góry brzuchem, jedzenie czekoladek i tycie.
[/sociallocker]